Warto założyć grupę
Z prezesem Bogdanem Cielemęckim, wiceprezesem Stanisławem Ługowskim
oraz członkiem Zarządu Wojciechem Dybowskim ze Zrzeszenia Producentów Trzody Chlewnej „SCHAB - ROL” w Zbuczynie rozmawiają Bożena Głuchowska i Andrzej Dmowski z siedleckiego Oddziału MODR w Warszawie.
Bożena Głuchowska: - Co panów skłoniło do założenia grupy producenckiej?
Stanisław Ługowski: - Pierwsza próba założenia grupy producenckiej miała miejsce już trzynaście lat temu, w 1996 roku. Jednak brak determinacji, zapału, środków - i akurat dobra cena żywca - storpedowały ten pomysł. W dodatku wielu indywidualnych rolników podpisało wtedy umowy z zakładami mięsnymi, więc miało pewny zbyt.
Dopiero w 2007 roku grupa wypełniła wszystkie formalności i rozpoczęła działalność. Członkowie są zadowoleni bo zdają sobie sprawę, że pojedynczy rolnik nie jest dzisiaj w stanie zapewnić sobie dobrych warunków sprzedaży żywca.
Wojciech Dybowski: - Członkowie naszego Zrzeszenia mają do siebie zaufanie i wiedzą, że razem nie będzie nam gorzej, tylko lepiej.
Bożena Głuchowska: - Jak oceniacie początki zakładania waszej grupy - były trudne?
Stanisław Ługowski: - To była droga po grudzie!
Bogdan Cielemęcki: - Teraz jest znacznie łatwiej, bo i łatwiej jest uzyskać pieniądze, i łatwiej przekonać ludzi – inna jest już mentalność. Rolnicy sami nie są jednak w stanie stworzyć grupy, muszą skorzystać z pomocy i gdyby nie pomoc uzyskana od specjalistów z Oddziału MODR w Siedlcach, to w 99 procentach z działalnością byśmy nigdy nie ruszyli.
Największe trudności mieliśmy ze zrozumieniem i stosowaniem przepisów.
Wojciech Dybowski: - Na Zachodzie wystarczy zgłoszenie i grupa funkcjonuje, a u nas wszelkie utrudnienia ludzie odbierają bardzo sceptycznie.
Bogdan Cielemęcki: - Najważniejsze jest znalezienie kilku liderów a potem zgranie grupy. Zawsze najgorsze są początki, ale jeśli możemy liczyć na stałą pomoc ze strony doradztwa, to grupa poradzi sobie na pewno. Gdyby nie doradcy, to sami byśmy tego nie pociągnęli – taka jest prawda. No i ważne jest to, żeby w grupie dobrali się odpowiedni ludzie oferujący do sprzedania bardzo dobry towar.
Wojciech Dybowski: - No i wszyscy członkowie powinni ze sobą współdziałać. Grupa musi być grupą.
Bożena Głuchowska: - No właśnie, a jak wygląda to współdziałanie u was?
Bogdan Cielemęcki: - Trochę go jeszcze brakuje. Barierą wspólnych zakupów jest brak pieniędzy, bo większe upusty moglibyśmy uzyskać, gdyby cała produkcja szła przez grupę a odbiorca płacił nam w ciągu dwóch tygodni. Ale do tego potrzebne są pieniążki, które ograniczają nam zakłady mięsne. Niektóre płacą nam za żywiec po dwóch tygodniach, ale niektóre… po dwóch miesiącach. Tymczasem rolnik ryczałtowy musi dostać pieniądze w ciągu dwóch tygodni. Wszystko zależy jednak od kondycji finansowej zakładu i od tego czy jest akurat świński dołek czy górka.
Bożena Głuchowska: - Czy rolnicy na wsi są już przygotowani do wspólnego działania?
Stanisław Ługowski: - Moim zdaniem 80 proc. z nich już jest, ale 20 proc. jeszcze nie.Różni są ludzie. Niektórym nawet sprzedaż wyjdzie dobrze, a są niezadowoleni.
Bogdan Cielemęcki: - Ale ogólnie członkowie naszej grupy są zadowoleni. Jest już kilku rolników, którzy zrobili duże postępy w jakości produkowanego towaru. Skoro mamy konkurować z Zachodem, to większość rolników stara się wciąż poprawiać tę jakość i naprawdę może już z nim konkurować. Ale jest też spora grupa takich, co odstają, i trzeba ich do wspólnych działań przekonywać.
Bożena Głuchowska: - Co zyskaliście dzięki wspólnemu działaniu?
Bogdan Cielemęcki: - Bardzo dużo. Stworzenie grupy jest największą szansą dla drobniejszych rolników, bo nie wypadają oni z rynku i sami nie zyskaliby większej ceny za żywiec. Poza tym mają komfort łatwego sprzedawania towaru, bo nie interesuje ich gdzie ten towar pójdzie - zawsze są pewni, że na pewno zostanie sprzedany.
Wojciech Dybowski: - Wartość naszego tucznika jest o 12 proc. wyższa niż przy sprzedaży indywidualnej. No i jak jednorazowo dostarczamy zakładowi 300 – 400 ton, to musi się z nami liczyć.
Bożena Głuchowska: - Czy otrzymywane dotacje wystarczają na utrzymanie działalności grupy, czy też chcielibyście większego wsparcia?
Stanisław Ługowski: - Środki zawsze są potrzebne, bez nich nie ma rozwoju.
Bożena Głuchowska: - Ale czy jesteście zadowoleni z tego na co zostały wydane?
Bogdan Cielemęcki: - Dokonaliśmy trzech zakupów. Na początku kupiliśmy wagę do żywca (2 tys. złotych) potem bielarkę do utrzymywania higieny w chlewniach (około 7 tys. złotych), a ostatnio ultrasonograf (10 tys. zł) do badania ciąży macior. Każdy członek grupy może go sobie wypożyczyć. Zwłaszcza te dwa ostatnie zakupy są trafione.
Andrzej Dmowski: Rolnicy potrafią skorzystać z ultrasonografu?
Stanisław Ługowski: - Początkowo było mało wypożyczających, ale teraz jest ich więcej bo rolników przeszkolił lekarz weterynarii i potrafią nie tylko obsłużyć ultrasonograf, ale i ocenić ciążę. Po prostu przychodzą do mnie a ja wypożyczam urządzenie, zapisując kto je wziął i kiedy.
Bożena Głuchowska: - Czy macie problem z prowadzeniem biura?
Bogdan Cielemęcki: - Zatrudniamy na pół etatu osobę, która dopilnowuje wszystkiego na bieżąco. Natomiast zarząd zajmuje się ważniejszymi sprawami - prowadzi negocjacje z zakładami mięsnymi i planuje nasz dalszy rozwój.
Bożena Głuchowska: - Jakie macie plany na przyszłość?
Bogdan Cielemęcki: - Zawsze uważałem, że sama sprzedaż żywca to za mało, że muszą być jeszcze wspólne zakupy i wspólne działania - inwestycje w coś, co by dało dodatkowy zysk grupie i poprawiło jej kondycję.
Wojciech Dybowski: - Dobrze byłoby też, żeby zmieniła się mentalność rolników…
Bogdan Cielemecki: - Tak, to dwie najważniejsze rzeczy: lepsza jakość produkcji i inna mentalność rolników oraz chęć prowadzenia wspólnych, nowatorskich inwestycji.
Stanisław Ługowski: - Bo żeby poprawić jakość żywca rolnicy muszą zrezygnować z „dzikich” kryć i zacząć korzystać z inseminacji macior najlepszymi knurami. Muszą też zrezygnować z zakupu „dzikich” prosiąt.
Andrzej Dmowski: - Jesteście zadowoleni z tego, że stworzyliście zrzeszenie, ale czy zamierzacie na tym poprzestać?
Bogan Cielemęcki: - Chyba nie możemy powiedzieć, że my stworzyliśmy to zrzeszenie, bo całość pilotowała od początku pani Bożena Głuchowska. Prowadziła nas z urzędu do urzędu, pytała o wszystko i razem z nami pokonywała pierwsze przeszkody. Dzisiaj wiemy, że powinniśmy zmienić formę działania i stać się spółdzielnią. Zrzeszenie jest niedobrą formą, bo nie pozwala nam działać szerzej. Dlatego najwięcej powstaje teraz spółdzielni i spółek - pozwalają rolnikom swobodniej rozwijać działalność. Kiedy tworzyła się nasza grupa, to pani Bożena - która pracowała w naszej gminie - doradzała nam formę spółdzielni, ale wtedy patrzyliśmy na to inaczej i wydawało nam się, że forma zrzeszenia jest wystarczająca.
Bożena Głuchowska: - Współpracujecie z innymi grupami?
Bogdan Cielemecki: - Istnieje porozumienie zawarte pomiędzy sześcioma grupami Ściany
Środkowo-Wschodniej i spotykamy się ze sobą regularnie - raz na kwartał. Dyskutujemy o wspólnych problemach. Ale naszą przyszłością jest jednak spółdzielnia i jak wszystko pójdzie dobrze, to założymy ją po pięciu latach - po ostatnim dofinansowaniu.
Andrzej Dmowski: - Chodzi o lepsze warunki do rozwoju produkcji, czy o większe pieniądze?
Wojciech Dybowski: - O jedno i drugie. W spółdzielni zysk rozdzielany jest pomiędzy członków, a każdy z nich wniesie do niej swoje udziały, według których otrzyma potem pieniądze.
Stanisław Ługowski: - Ale to dzięki temu, że jesteśmy w grupie możemy spokojnie patrzeć w przyszłość. Dzisiaj rolnicy ryczałtowi nie mają tej przyszłości i w dłuższej perspektywie będą musieli się zrzeszać - wcześniej czy później.
Wojciech Dybowski: - Bo to fizycznie niemożliwe, żeby samemu rocznie sprzedać 500 świń - jak w moim przypadku. Członkowie naszej grupy na pewno nie powróciliby do indywidualnej sprzedaży.
Bogdan Cielemęcki: - Są już zakłady mięsne, które wolą współpracować z grupami, bo jest to dla nich łatwiejsze. A poza tym wiedzą, że otrzymają produkt dobrej jakości. Korzystają też z tego, że od grupy zabierają od razu większe partie towaru.
Stanisław Ługowski: - Zaletą jest nasze położenie, to, że z każdej strony - w promieniu 15 km - znajdują się jakieś zakłady mięsne i jeżeli ich samochody przyjeżdżają po świnie i biorą 100 sztuk, to nie mają pustych przejazdów. A w przypadku rolników, którzy mają do sprzedania 10 – 12 sztuk, ten samochód przyjedzie tylko wtedy, gdy weźmie również świnie od kogoś w pobliżu.
Bożena Głuchowska: - Podsumujmy na koniec naszą rozmowę. Czy warto było założyć grupę producencką?
Bogdan Cielemęcki: - Warto. W grupie duże znaczenie ma wzajemna solidarność i to, żeby był mocny lider i ludzie, którzy pójdą za tym liderem. Wciąż się uczymy razem działać i wiemy, że na przykład współpraca pomiędzy nami a zakładami musi być ściślejsza, bo to jest nasza przyszłość. Zresztą przy stałej współpracy mamy upusty, może niewielkie, ale to się z czasem gromadzi. Jako zrzeszenie otrzymujemy też oferty od producentów środków produkcji i możemy je kupować w korzystniejszych cenach.
Stanisław Ługowski: - Poza tym zachodzi duża wymiana informacji pomiędzy ludźmi, bo bierzemy udział w szkoleniach ułatwiających prowadzenie produkcji. Nawet wymiana doświadczeń między sobą jest ważna, bo wiedza trafia wtedy również do tych rolników, którzy działają sami.
Bogdan Cielemęcki: - Ale na koniec trzeba podziękować specjalistom z Ośrodka MODR w Siedlcach, którzy trzy lata temu zmobilizowali silną grupę rolników i pomogli nam założyć Zrzeszenie, przeszkolili nas, ułatwili złożenie dokumentów, pomogli dokonać pełnej rejestracji i służą fachową pomocą nadal.
Pozdrawiam wszystkich członków Zrzeszenia „Schab-Rol” i życzę wspólnych sukcesów w działaniu
Bożena Głuchowska: - A my dziękujemy za rozmowę.
Tekst i opracowanie: Andrzej Dmowski